poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział siódmy



Pod Masywem Księżyca od zawsze rozciągały się bagniste, ryżowe pola. Była to podmokła równina o monotonnym, zielonym, krajobrazie. Tylko gdzieniegdzie ponad poziom wody wznosiły się, usypane przez człowieka, suche wysepki, na których często palił się ogień.
Tym razem ciemność zaległa na każdej z nich. Miejsce to jawiło się, więc jako bezludne i niebezpieczne. Na szczycie poszarpanych gór wznoszących się ponad polami, widniało nikłe światło.
To tam było utkwione spojrzenie blondwłosego mężczyzny idącego cicho i ostrożnie pomiędzy sadzonkami ryżu. Pod jego stopami uginała się woda. Kręgi rozpływały się i krzywiły na zielonych źdźbłach. Próbował przeniknąć ciemność, ale prócz światełka w oddali nic nie dostrzegł. Noc okrywała go niczym bezpieczne ramiona matki, ale przerażała także jak najgłębsza tajemnica. Odetchnął głęboko, wdychając powietrze w nozdrza.

- Czas przeciwstawić światło ciemności – szepnął.
W jego dłoni zaczęła wirować świetlista chakra.
- Odonaru Rasengan!
Uderzył w błotnistą ziemię. TO się zaczęło.

*** 

Cała Konoha była ustawiona jak w zegarku. Nigdy nie było tu takiego ładu. Chociaż ludność nic nie wiedziała o zbliżającej się wojnie. Przeczuwali, że coś wisi w powietrzu. Codzienny patrol ANBU był ustawiony w każdym zakątku. Nawet tam gdzie nie było potrzeby. W najważniejszym z budynków siedziała różowo włosa.

- Skąd pewność, że przyjdą?- zapytał siwowłosy, oparty o ścianę

-Przyjdą, podzieliłam ich, poszedł już?- odpowiedziała i spojrzała na niego wymownie

-Tak, sądząc po jego minie nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. Kocha tę wioskę najbardziej na świecie, to jego dom…- walnęła pięścią o biurko, ono zatrzęsło się niebezpiecznie

Czekali w ciszy, dziewczyna patrzyła w jeden punkt, chcą jakoś sensownie złożyć monolog w głowie, który ogłosi gościom. Usłyszeli donośne pukanie, mówiąc głośne-Wejść!- Haruno wpuściła ich do środka.

-Usiądźcie.- dwie osoby usiadły naprzeciwko niej

-Więc od jakiej wioski zaczniemy?- zapytała biało oka- Zmieniła się, wydoroślała, już nie jest tą małą dziewczynką, była silna, ale teraz..- pomyślała Sakura przypatrując się jej.

-Hanabi, Shino, wy nie wyruszycie do żadnej wioski.- czekała na ich reakcje

-Nie rozumiem.. jesteśmy odsunięci?!- zapytała lekko podnosząc głos

-Nie, wy pójdziecie na przeszpiegi.- szyderczy uśmiech wstąpił na jej twarz. Mina brązowowłosej natychmiast uległa zmianie, teraz siedziała cicho i czekała co ma jej dopowiedzenia Sakura.

-Więc wyruszacie do Oto-gakure, tam spotkacie się z moim informatorem.

-Z Itachim?- zapytał chłopak

-Nie, z kimś innym… powiedzmy, że dopiero ostatnio odnowiłam z tą osobą kontakty.- powiedziała tajemniczo

-Jak mamy ją rozpoznać? Chodzi mi o jakieś znaki szczególne.

-Zatrzymajcie się w tym hotelu- podała małe zawiniątko- na tej karteczce jest zapisana nazwa i numer pokoju. Wszystko jest już tam, mapa też. Gdy tylko ją zobaczycie, Hanabi ma ją rozpieczętować.

-Co jeśli nie będę wstanie?

-Pieczęć zakładała twoja siostra, więc nie będziesz miała z nią problemu. Wyruszacie natychmiast.

-Hai.- oboje zniknęli w kłębi dymu.

-Teraz trzeba czekać na kolejnych.- powiedziawszy to, rozsiadła się wygodnie, opierając głowę o oparcie krzesła.
***

 Chodził po pokoju od okna do ściany i tak w kółko. Przeczesał swoje czarne włosy i przetarł oczy. Musiał znaleźć jakiś porządny plan. Na pewno da się coś zrobić w sprawie wioski. Wiedział jaki byłby to cios dla różowowłosej dziewczyny, gdyby wioska została podbita, a ludność pozabijana. On sam by to źle zniósł. Był niemal pewny, że młoda Haruno prędzej by oddała życie niż pozwoliła na to. Znał ją i to bardzo dobrze, wiedział do czego jest zdolna. Jeżeli ktoś chciałby skrzywdzić jej przyjaciół… oj byłoby ciężko dla tej osoby, ale w tej walce nie miała żadnych szans. Siedem demonów najprawdopodobniej osiem, bo tylko gdy jego brat wróci będzie musiał wyruszyć po ośmioogniastego, ale wracając do sił przeciw wiosce liścia trzeba jeszcze dodać: całe Akatsuki, Take, JĄ i jeszcze oddziały wioski Deszczu w której znajduję się ich kryjówka. Takie „wojska” na konohe i jej ninja. Małe prawdopodobieństwo na wygraną. To, że Uzumaki posiada najsilniejszego demona nie ma tu znaczenia bo gdy będzie musiał się zmierzyć z wszystkimi ośmioma demonami to już jest na straconej pozycji. Zastanawiał się jeszcze, czy jego brat ją znajdzie, w głębi duszy modlił się, aby taka sytuacja nie miała miejsca. Nagle zaświeciło mu coś w głowie. Nie był do końca pewny tego co teraz zamierza, ale co szkodzi spróbować. Nic. I tak już gorzej być nie może.

Wyszedł z pokoju. Szedł korytarzami, aż doszedł do swego celu. Nawet nie pukał był tak rozkojarzony, że wszedł od razu.

- Co ty tu robisz? – usłyszał wkurzony głos – Nie umiesz pukać? – kolejne pytanie. Posiadacz sharingana odwrócił się do niego i wybuchł nie pohamowanym śmiechem widząc blondyna w czarnym podkoszulku i bokserkach w serduszka. Deidara szybko zarzucił na siebie spodnie i patrzał na Uchihe morderczym wzrokiem – Itachi! – krzyknął zły.

- Ciszej bądź młotku, chyba nie chcesz, aby ktoś dowiedział się o twoich ślicznych bokserkach i twoim nocnym przyjacielu – wskazał z rozbawieniem na łóżko, gdzie leżał biały pluszak. Blondyn szybko podbiegł i zakrył go kołdrą.

- Czego chcesz? – zapytał nieco zawstydzony

- Musimy pogadać – zdziwił się gdy usłyszał jego poważny ton, jeszcze przed chwilą się śmiał, a teraz był całkowicie poważny.

- Więc o co chodzi – usiadł na łóżku. Uchiha westchnął podchodząc do okna.

- Dlaczego jesteś w organizacji? – zapytał prosto z mostu. Deidara spojrzał na niego zdziwiony.

- Jak to dlaczego. Chcę być wolny, tylko tu mogę być. – odpowiedział.

- Tak uważasz. – zerknął na niego przez ramię – Wszędzie możesz być wolny.- blondyn wstał i przeszedł się po pokoju. Zatrzymał się na środku i spojrzał na czarnowłosego.

- Nie prawda, gdybym chciał zamieszkać w jakieś wiosce musiałbym słuchać jakiegoś przywódcy, który rządzi tym całym śmieciem.

- A teraz – odwrócił się do niego – Przecież teraz musisz słuchać Pein’a i musisz wykonywać jego polecenia, bo jeżeli tego nie zrobisz czeka cię kara. Sam o tym dobrze wiesz, a gdybyś był obywatelem jakieś wioski wykonywałbyś misję, które mogą pomóc innym lub mógłbyś żyć tak jak chcesz, bez żadnych zobowiązań. Byłbyś zwykłym człowiekiem, który robiłby to co lubi.

- Prawda, ale… o co ci chodzi Itachi? – patrzył na niego – Nawet gdybym chciał to dobrze wiesz, że nie mogę. Czy uważasz, że ktoś by przyjął do wioski mordercę złej organizacji? Jesteś śmieszny. To jest NIEMOŻLIWE. – podkreślił ostatni wyraz, literując go.

- Deidara, gdybyś udowodnił, że jesteś jednak osobą, której można zaufać i dać jeszcze jedną szansę.

- O czym ty mówisz?

- Na początku odpowiedź, chciałbyś się tego podjąć.

- Ale..czego? – zapytał niepewnie. Przez chwile panowała cisza. Patrzeli na siebie wyczekująco, wreszcie z ust czarnowłosego padły słowa, które zszokowały blondyna.

- Pomóż mi uratować Konohe.
***
Biegł już parę godzin po drzewach, nareszcie dotarł na miejsce, musiał ją jak najszybciej znaleźć, ona jest tajną bronią w walce z Konohą. Zobaczył już mury wioski, uśmiechnął się w duchu. Zwinnie przeskoczył ostatnią gałąź, stając na ziemi. Nie był pewny gdzie jej szukać, usłyszał głosy strażników, ukrył się w krzakach, wyciszając chakre i uważnie słuchał rozmowy.

-Ale nie powinnaś teraz opuszczać wioski, nie kłóć się z nami.- powiedział Eizo, najwyraźniej zirytowany całą sytuacją

-Idę porozmawiać ze staruszkiem Hikaro, ostatnio jeden z ninja zeznał mi, że zioła dała mu jakaś dziewczyna. Popytam go trochę i wrócę.- ignorując dalsze słowa strażników wbiegła w las.

Sasuke nie myśląc długo pobiegł za nią, domyślał się o jakiej dziewczynie mówiła.- To tylko ułatwi mi zadanie, od kiedy strażnicy martwią się wychodzeniem zwykłego shinobi po za tereny wioski?- zastanawiał się i przyśpieszył, nie chcą zgubić dziewczyny.
***
Wyczuła kogoś, zatrzymała się i uaktywniał Dojutsu, teraz widziała wszystko wyraźniej. Rozglądała się wokół własnej osi ale nikogo nie zauważyła.- Czyli Naruto miał racje, powoli popadam w paranoje.
***


Nie wiedział co ma myśleć. Już zorientował się, że to ona- Mogłem domyśleć się wcześniej, nie każda dziewczyna w Konoha ma różowe włosy.- skwitował w myślach.

-Nie ukrywaj się.- usłyszał jej głos, zdziwił się, był za dobrze ukryty.- Jesteś Sasuke Uchiha a to jest, zwykła słaba kunoichi. Nic mi nie zrobi.

Gdy chciał opuścić kryjówkę, ona nagle rzuciła się biegiem w zupełnie innym kierunku.
***


Wyczuła bardzo znajomą chakre. Wiedziała, że pcha się w paszcze lwa, ale jednocześnie nie przestawała biec. Wstrzymała się, szybkim ruchem ominęła kunai z notką wybuchową, lecący w jej kierunku. Naprzeciwko niej, stanęła nie wiele wyższa, różowo włosa dziewczyna, przyglądała się jej badawczo.

-Kim jesteś?- zapytały w tym samym czasie.

-Ty pierwsza.- znowu.

-Czy ty jesteś nową przyjaciółką Hikaro?- zapytała zielonooka

Czarnowłosa zmarszczyła brwi i zastanawiała się czy powiedzieć jej prawde.

-Może, zależy kto pyta?- odpowiedziała pytaniem na pytanie

-Sakura Haruno. A ty?

-Hanae Nakatomi. Miło mi cię poznać, Sakuro.

***


- Pomóc uratować Konohe? – powtórzył za nim. Nie mogąc w to dalej uwierzyć. Przecież gdyby, Pein lub Madara się o tym dowiedzieli zabiliby ich. To jest jak samobójstwo.

- Tak dobrze słyszałeś. – spuścił głowę – Mam zamiar uratować Konohe.

- Czyś ty zwariował, wiesz, na co się piszesz?!- prawie krzyknął

- Tak, wiem i nie zmiennie zdania.

- No to, nie martw się na pewno przyjdę i zapale znicz na twoim grobie. Itachi Uchiha wariat nad wariatami, który porywa się na pewną śmierć. – kpił blondyn.

- Kto powiedział, że mam zamiar to przegrać? – spojrzał na niego zrezygnowanym wzrokiem.

- Myślisz, że nam dwóm by się udało? To niemożliwe Itachi, nawet gdybym chciał, a chcę ci pomóc, to naprawdę nie mam zamiaru żegnać się już ze światem żywych.

- Deidara – warknął podirytowany jego gadaniem. – Ty durniu, nie mówiłem ci nic o tym, że tyko my będziemy walczyć – usiadł na łóżku oddychając kilka razy, gdy się już uspokoił znowu zaczął przemawiać – Mam zamiar stworzyć własną armie, która będzie przeciw Madarze.

- Chcesz stworzyć nową organizację? – zapytał niedowierzając.

- Choćby. – szepnął.

- A masz do tego ludzi?

- Załatwię ich w jeden dzień.- przekonywał 

- Niby, kogo? – zapytał zaciekawiony, co raz bardziej był przekonany do tego pomysłu.

- Na przykład Kisame zaraz do niego pójdę, i ludzie z wioski Deszczu.

- Przecież oni na to nigdy się nie zgodzą, wiesz, że Pein ich uratował od tego idioty, co tu rządził. Są mu wdzięczni i…

- Ale nie są wolni – przerwał mu wypowiedź – A my możemy im tą wolność zwrócić. Rozumiesz? Zastanów się nad tym i daj mi odpowiedź do jutra. – skierował swe kroki do wyjścia.

- Itachi – zawołał Deidara. Kruczowłosy spojrzał na niego – Trzeba czasem coś dobrego zrobić – westchnął – Zgadzam się. – Uchiha tylko się uśmiechnął i wyszedł. Mówiąc ciche dziękuję, ale blondyn to usłyszał i uśmiechnął się szczerze, wreszcie może zrobić coś dobrego, a nie złego.
***


Siedziały na płaskim kamieniu, ich wzrok spoczywał na tafli wody. Sakura była bardzo wdzięczna dziewczynie, że mogła się jej wygadać. Znały się nie całe 15 minut a czuły, jakby znały się całe życie.

-Hanae, opowiedziałam ci moją historie.. teraz twoja kolej.

-Od początku?- ta tylko pokiwała twierdząco głową i zamieniła się w słuch -Urodziłam się w małej wiosce, mało mieszkańców, wszyscy się znali i większość lubiła. Moja mama Mira Kasai, pochodziła z Konohy, należała do ANBU. Pewnego dnia na misji, spotkała mojego tatę Ukon Nakatomi, zwykły sklepowy, którego pokochała całym sercem. Zrezygnowała z życia shinobi i odeszła z Konohy, zostając z moim tatą w Sunma. Długo starali się o dziecko, zastanawiali się, czy nie iść do lekarza, gdyż moja matka nie mogła zajść w ciąże. Pewnego dnia się zdecydowali i poszli do szpitala, gdzie okazało się, że moja mama już jest w ciąży. Bardzo się cieszyli. Mijały dni, tygodnie, miesiące, aż w końcu nadszedł ten oczekiwany przez nich dzień. Miałam wyjść na świat, ale nikt się nie spodziewał tego, co miało przyjść ze mną. Mama rodziła bardzo długo, lekarze nie wiedzieli co się dzieje. Ona i mój ojciec wiedzieli. Mamie popłynęła jedna łza, którą mój ojciec szybko starł. Uśmiechnął się do niej i pogłaskał po policzku- I tak będziemy ją kochać.- powiedziawszy to pocałował ją w czoło. Urodziła, po 2 dniach ciężkiej pracy, wreszcie się udało. Lekarze zostali powiadomieni dlaczego to się działo przez mojego ojca. Władca wioski też. Gdy przyszłam na świat, razem ze mną przyszedł demon… ognisty feniks, który był przekazywany w klanie mojej matki. Ona go posiadała i w trakcie porodu przeniosła na mnie. Nie wiedzieli, że to się zdarzy.. nikt tego nie wiedział. Obwiniała się za to. Dorastałam tak jak inne dzieci, nie byłam przez nie odtrącana, albo w jakiś sposób wyróżniająca się, ja miałam tylko świadomość, że mam demona. Jak miałam 5 lat, na świat przyszła moja siostra- Emiko Nakatomi. Bardzo ją kochałam, jej głos był dla mnie ukojeniem, jej każdy nowy kroczek jako dziecko, był dla mnie niesamowicie ważny. Rodzice cieszyli się, że tak byłyśmy zżyte. Była moim oczkiem w głowie, przychodząc z akademii, do której uczęszczałam, uczyłam ją nowych sztuczek. Spałam z nią co wieczór. Na dobranoc, mama lub tata, opowiadali nam różne bajki. Na jej 6 urodziny, chciałam przyjść jak najszybciej. Miałam dla niej wspaniały prezent. Biegłam przez wioskę jak najszybciej mogłam. Dotarłam na miejsce. Wchodząc do domu zdziwiłam się, nie czując na sobie jej ciężaru. Krzyczałam jej imię, nic. Potem mamę i tatę, odpowiadała mi jedynie głucha cisza. Gdy zgłębiałam się bardziej do domu, czułam strach. Doleciał do mnie znajomy zapach ramenu, który gotowała zawsze moja mama na urodziny Emi. Weszłam do kuchni i od razu zatkałam sobie buzię ręką. Na ziemi leżały ciała moich rodziców, nie wiedziałam co się dzieje. Pobiegłam na góre, po schodach, do pokoju małej. Widziałam krew na ścianach i na jej ulubionym misiu. Przy oknie, krwiste ślady palców. Nie myśląc długo, wyskoczyłam przez okno- Jedyna droga, aby opuścić wioskę prowadzi przez las.- z tą myślą ruszyłam biegiem. Nie czułam zmęczenia, w tamtej chwili odczuwałam jedynie strach pomieszany z gniewem. Zatrzymałam się na środku polany. Pomyślałam, że to moja ostatnia nadzieja. Na błocie narysowałam kwadrat, potem na nim trójkąt, następnie w nim koło. Złożyłam powoli i dokładnie pieczęcie. Dotknęłam ziemi. Nagle moje zmysły wyczuliły się do maksimum, wyczułam ją, zmierzała na północ. Puściłam się w las. Sześciu ninja, mieli opaski ze znakiem Konohy. Ciągnęli ją za sznurki i popychali, jakby była nic nie wartą zabawką. Była cała zapłakana i poharatana w wielu miejscach.

-Wy też wyczuliście tę chakre obok nas?- zapytał jeden

-Tak, brońcie tej dziewuchy, to na pewno ninja z jej wioski.- ustawili się w pozycji obronnej. Wyszłam z ukrycia, spojrzałam na zapłakaną twarz Emi, która patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.

-To moja siostra! A wy ją skrzywdziliście!- krzyknęłam na całe gardło

-Jedna maleńka dziewucha na nas sześciu, ale prościzna. Który ją załatwi?- zapytał najniższy z nich

-Wyczuwacie? To jest chakra demoniczna. Dlatego u tego bachora jej nie wyczuwaliśmy.- wskazał palcem na nią, poczym przeniósł go na mnie- To, jest dziecko ognia.

-Czyli ta nam się nie przyda.- podszedł do niej i bestialsko przeciął jej gardło, nie zdążyłam nic zrobić, nawet krzyknąć. Ona już leżała na ziemi, patrząc na mnie martwym ale dalej proszącym wzrokiem. Ja… zdrętwiałam, nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Czułam, jak serce zaczyna bić mi mocniej. Całe moje ciało oblał pot, który nie oznaczał nic dobrego. Moja skóra zaczęła płonąć. Ja, zaczęłam unosić się w powietrzu. Potem tylko ciemność. Gdy się obudziłam, nic nie pamiętałam. Obok mnie leżały ciała zabitych shinobi. Skuliłam się i zaczęłam głośno płakać. Do moich uszu, doleciał cichy dźwięk kroków. Nie podnosiłam twarzy. W tamtej chwili było mi wszystko jedno. Kroki się nasilały, a ja dalej ukrywałam twarz w kolanach. Poczułam jak ktoś głaszcze mnie po włosach. Drgnęłam. Osoba kucnęła koło mnie i podniosła podbródek.

-Jak ci na imię słonko?- spytał mężczyzna w pomarańczowej masce.

-Hanae, Hanae Nakatomi.- powiedziałam, przecierając oczy od łez.

-Jesteś wspaniałą dziewczynką, pójdziemy razem. Zaprowadzę cię w dobre miejsce i się tobą zaopiekuję.- powiedział głaszcząc mnie dalej po włosach, pokiwałam twierdząco głową i wstałam- Hana, tak będę do ciebie mówił, ładnie?- zapytał -Hai.- odpowiedziałam, trzymając go za rękę. Tamto wydarzenie zmieniło moje życie. Madara trenował mnie i uczył posługiwać się demonem. Okazało się, że posiada on tez sharingan, ale mogę go używać tylko w razie bardzo dużej potrzeby, gdyż zabiera on sporo chakry. Dowiedziałam się, że cenę jaką muszę zapłacić za jego pomoc, jest zniszczenie Liścia. Z jednej strony, bardzo chciałam to zrobić, kochałam Madare jak ojca. Z drugiej zaś strony, miałam co do tego wątpliwości. Parę lat później, gdy spałam. W śnie ukazała mi się moja siostra, mama i tata. Cała rodzina. Mama ze mną chwile rozmawiała. Tak jak kiedyś opowiadała historie z życia ninja, jak jeszcze mieszkała w Konoha. Tata, siedział i co jakiś czas komentował. Siostra podeszła do mnie, wspięła się na palcach i szepnęła mi do ucha- Pamiętasz jakie było nasze marzenie? Było nim, wyprowadzenie się do Konoha i zostanie tam ninja. Czy teraz, po tym wszystkim, dalej chcesz zniszczyć tą wioskę?- zapytała, a ja czułam jak gula w gardle mi rośnie.

-Oni cię zabili, zabili też rodziców! Odebrali mi wszystko!- krzyknęłam do niej

-Wiem, ale my im wybaczyliśmy, ty też to zrób.- pocałowała mnie w policzek i odeszła do rodziców, pomachali mi. Wyciągnęłam rękę w ich kierunku, ale już ich nie było. Obudziłam się cała zalana potem. Następnego dnia, uciekłam z siedziby. Spotkałam tutaj Hikaro, przyjął mnie do siebie, nawet mnie nie znając. Potem poznałam ciebie.- zakończyła.

-Masz już jakieś plany, co robić dalej?- zapytał Sakura

-Mam..- zacięła się.

-Mogę wiedzieć jakie?- spytała ostrożnie

-Pomogę ci uratować Konohe!- powiedziała pewnie i z zaciętym wyrazem twarzy

***

Załatwił wszystko z Kisame, który zgodził się bez wahania na pomoc Konosze. Teraz musiał załatwić jeszcze innych i objaśnić im dokładnie plan działania, nad którym jeszcze sam duma. Zmierzał do gabinetu Madary, który go wezwał na rozmowę. Zapukał do dużych dębowych drzwi i wszedł do środka nie czekając na pozwolenie.

- O czym chciałeś rozmawiać? – Zapytał zamykając drzwi za sobą.

- O naszym klanie. – mężczyzna w masce odwrócił się do niego dokładnie ilustrując – Kombinujesz coś Itachi?
***

- Ja? Jakbym mógł. – Odpowiedział z kpiną.

- Nie wygłupiaj się. Mam cię na cały czas na oku, więc uważaj na to, co robisz. Chyba, że chciałbyś, aby pewna różowowłosa dziewczynka straciła główkę – zaśmiał się widząc jego wkurzoną minę – Zależy ci na niej. Prawda?

- Spróbuj jej coś zrobić, a pożałujesz – Itachi pojawił się przed Madarą łapiąc go za kołnierz płaszcza.

- Co mi zrobisz, hmm?

- Zabiję cię. – Warknął, przez zacięte zęby.

***

Wbiegli do Suny, z dotarciem nie mieli najmniejszego problemu. Ludzie w wiosce patrzyli na nich z uśmiechem. Odwzajemnili gest i przyśpieszyli kroku, chcąc jak najszybciej dojść na miejsce. Spojrzeli na siebie, kiwnęli głowami i weszli do budynku głównego wioski. Zapukali do mosiężnych drzwi, słysząc pozwolenie, weszli do środka. Kazekage zdziwił się na ich widok i kazał usiąść naprzeciwko niego.

-Co was sprowadza?- zapytał, odkładając długopis na bok.

-Misja.- odpowiedziała krótko Ino. Shikamaru wstał i podał Garze zwój.

Mężczyzna rozpieczętował go i zagłębił się w lekturze, z każdym nowym zdaniem, jego oczy otwierały się z jeszcze większym zdumieniem. Gdy przeczytał na końcu podpis, jego mimika zmieniła się diametralnie a na usta wstąpił ledwo widoczny uśmiech.

Na końcu było napisane:


Szósta hokage Konohy-gakure,
Sakura Haruno.